Wczasy

wczasy, wakacje, urlop

Kultura duchowa na pomorzu

27 February 2013r.

Zwróćmy jeszcze uwagę na kulturę duchową. Nieścisłe jest owo zakorzenione uprzedzenie, że "Pomerania non cantat". Lud oczywiście zamilkł, gdy mu już nie wolno było śpiewać w języku ojczystym ani w kościele, ani w szkole, gdy język ten raził Niemców nawet na drodze wiejskiej, czy na polu. Obcego języka lud sercem sobie nie przyswoił. Mogły więc tylko w stanie szczątkowym przetrwać niektóre piosenki, te najbardziej typowe, najbardziej sielskie. Zapamiętali je ludzie starzy, nucąc ukradkiem, w domu. W odległej Gardnie i w Izbicy zasłyszał Parczewski w czasie wędrówek swych Ąjrzed kilkudziesięciu lat taki urywek przyśpiewki humorystycznej, znanej u nas wszędzie w różnych wariantach: Tańca ryba z rekom, Zelena petraszka z posternekom, Cebulka se nie modze dzeyewa, Jak na zelona pietraszka tańcować mojegla. Tak samo zachował się początek innej piosenki, bardzo popularnej: Na jednej stronie moerza Pase dzewka tujerza. Tę samą piosenkę z drobną odmianą tekstu zanotował Tetzner we wsi Retowo: Na tej stronie jeziora Pasła dzewka gąsiora. W Gardnie znana też była powszechnie śpiewana w całej Polsce z różnymi wariantami humoreska: Baba, baba ma pieniądze W zielonym lesie; Bij babę, bij babę, Nou je do dum niesie. Nucono ją również i w Rokitkach, a mianowicie: Nie bijże, nie bijże Ta wuboga babkę itd. Większe zaciekawienie budzi odnaleziona przez Lorentza w Smołdziń-skich Klukach ballada o umierającym żołnierzu. Treść jej i ujęcie, takie same jak we wszystkich polskich balladach tego typu, odzwierciedla duże napięcie uczuciowe. W całości przetrwała inna, doskonale nam znana ballada, śpiewana nieledwie wszędzie przez lud polski w różnych odmianach, mianowicie o żołnierzu, który odwiedza grób kochanki. Jednak stosunkowo najwięcej u Słowińców i Kaszubów zachowało się piosenek humorystycznych. Rozbrzmiewały one widocznie, jako przyśpiewki taneczne na weselach, na zabawach, w karczmie, wszędzie tam, gdzie lud w gromadzie czuł się swobodniej i bezpieczniej. Znacznie więcej niż pieśni zachowało się tekstów prozodii ludowej. Długie wieczory w zaciszu domowym sprzyjały kultywowaniu baśniarstwa rodzimego. Trudno tu omówić szczegółowo cały wielki skarb prozodii ludowej kaszubsko-słowińskiej. Ograniczamy się więc tylko do tego, żeby zaznaczyć, że prozodia ta obejmuje wszystkie popularne w całej Polsce gatunki literackie, jak: podania, baśnie, bajki, anegdoty. Najmniej jest legend, które z przyczyn konfesjonalnych zanikły wcześnie na dalszych, objętych protestantyzmem kresach Pomorza Zach. Tym, co najbardziej w twórczości literackiej odróżnia te grupy ludowe od niemieckich, jest wykluczenie momentów grozy i okrucieństwa. Baśnie i opowiadania kończą się z reguły pogodnie, morał podany jest w sposób prosty i dobroduszny, przeważa element humoru, podobnie jak w ludowej prozodii śląskiej. Najliczniejsze są podania lokalne. Każda nieledwie miejscowość, każda odmiana konfiguracji terenowej, rzeki, jeziora, moczary, strumienie, dają asumpt do snucia wokół nich wątków fantastycznych. Pod tym względem teren pomorski nie ustępuje w niczym innym regionom polskim. Odmianą podań lokalnych są prześmiewki sąsiedzkie. Fabuła ich powtarza się i można ją kolejno zastosować do różnych, odmiennych miejscowości, co więcej, te same anegdoty o niemądrych sąsiadach, które znamy np. z okolic Pucka i Wejherowa, szczególniej opowiastki powtarzane tam o mieszkańcach wsi Gnieżdżewo, stosują się również i do Rowian znad Jez. Gardzieńskiego i do wsi Darskowo. Wątek diaboliczny, który w polskich legendach, podaniach i baśniach znalazł już swoje opracowania, tu również należy do ulubionej tematyki. Tu, tak samo jak u nas, "Zły" nie może dać rady sprytnemu chłopu i jeszcze mądrzejszej babie. Opowieści te osnuwają szczególnie jeziora i kanały, drogi i mosty np. w okolicach Gardny i Łeby. W Bytowskiem mamy bardzo liczne podania, dotyczące motywu winy i kary. Opowieści te ulubione na całym Pomorzu, łączą się ze znajdującymi się wszędzie na tym terenie głazami eratycznymi, do których zwykłe nawiązują opowiadania o zaklętych w kamień grzesznikach. Znamy je wszędzie tam w Polsce, gdzie kamienie takie się znajdują. Baśniami oplecione jest nie tylko piękne, ogromne Jez. Gardzieńskie w Słupskiem, ale także w Bytowskiem Jez. Jasieńskie. Tu zanotowano legendę, podobną do wielkopolskiej o słynnej brzozie gryżyńskiej, tylko zamiast brzozy występuje jodła; drzewo to zasadzono na jasieńskim cmentarzu na grobie złego syna, który rękę podniósł na swego ojca; gałąź jodły do dziś dnia sterczy podobno w górę w kształt pięciu uschniętych palców; ongi, jak głosi wieść ludowa, jodła nacinana nożem krwawiła, aż z drzewa wszystka treść wyciekła. Mamy tu więc przejaw pradawnej magii drzewa, znanej w wierzeniach słowiańskich i polskich. Strzecha stodoły w zagrodzie Jarzębińskiego w Czarnej Dąbrowie pow. bytowski. W Miastkowskiem znów podania lokalne oraz opowiadania przygodne łączą się ze zjawiskiem "zmory", która wszędzie w Polsce gnębi ludzi. — W powiecie tym, we wsi Podgóry, znajdowało się według tradycji miejscowej stare słowiańskie miejsce kultowe. Do niedawna więc można było tu oglądać ułożonych w krąg 12 kamieni, o dokładnym rysunku matematycznego koła, a więc może rodzaj zegara słonecznego. Z kamieniami tymi łączy się podanie lokalne o "kniaziu" słowiańskim, 0 białym i czarnym bogu, o różdżce cudownej, wreszcie młodsze już z pochodzenia podanie o "Złym", który zawarł kontrakt z ludźmi o dusze. Nawarstwiły się więc razem różne wątki, wszystkie jednak pochodzenia rodzimego. Również z okolic Szczecinka znane są podania o ludziach zamienionych w kamienie, np. z wioski Wierzchowo, gdzie sztuczne osypisko głazów nosi miano "świniarza". Z zakresów innych przejawów kultury duchowej uwagę naszą zwracają również przysłowia. Jest ich bardzo dużo, rozproszonych po całym terenie, ale wszystkie one są nam mniej lub więcej bliskie i znajome. Zawierają więc bądź dosadne spostrzeżenia na temat przejawów życia codziennego, bądź odnoszą się do prognostyków pogody, albo też są to dowcipne zwroty, zachowane być może jako szczątki bardziej ongi rozbudowanych fragmentów etnograficznych. Wybierzemy więc na chybił trafił kilka: Zdechli pies nie może kąsać. Inna wieś — inny pies. W noc są każdi koty szare. Jabłko padni nie dalik od jabłoni. Pierwsze dwa są nam mniej znane, wszystkie inne nie wymagają tu powtórzenia, gdyż występują w zwartym szeregu na wszystkich terytoriach Polski. Jedynie zwroty gwarowe czy odmienna wymowa wprowadzają pewne urozmaicenia. W ten sam ogólnikowy sposób potraktować możemy i demonologię ludową Kaszubów i Słowińców Pomorza Zach. Więc diabeł to zawsze "zły", gdyż i tu jak u nas wszędzie, unika się wzywania jego imienia, aby się w swej straszliwej postaci nie ukazał. Znany jest także kaszubski mazurski "Smantk" jako demon atmosferyczny, znane są kraśniaki czyli "podziemki", poza tym ulubione są w baśniach i podaniach różne transfiguracje wielkoludów, choć nie spotyka się terminu "stolemy", popularnego na ich oznaczenie na Pomorzu Wschodnim. Rozliczne analogie polskie i słowiańskie znajdziemy wreszcie w dziedzinie lecznictwa i weterynarii domowej oraz w zakresie czarostwa. Mniej rozprzestrzeniony niż na Kaszubach Gdańskich jest tutaj wampiryzm, nie chcemy go też uznawać za przejaw psychiki słowiańskiej, jest bowiem prawdopodobne, że mamy do czynienia z obcym nalotem. Kultura materialna, społeczna i duchowa ludu polskiego w Człuchow-skiem stanowi nawiązanie i kontynuację do tejże samej polskiej kultury ludowej okolic Chojnic i Kościerzyny. Nie mamy tu więc do czynienia z reliktami, ale z pewnym kompleksem kulturowym, rozkładającym się na całej przestrzeni stykających się ze sobą, dziś połączonych a dawniej pogranicznych terenów. Osobno należy potraktować włączoną dziś do Pomorza, ale należącą etnicznie do Wielkopolski, Ziemię Złotowską. Stanowi ona całość tzw. Krajnę. Wcześnie zespoliła się ona z polskim organizmem państwowym, aż do rozbiorów stanowiła najdalszą, zachodnią rubież Rzeczypospolitej i dopiero Traktat Wersalski oddzielił od niej Ziemię Złotowską. Pod względem etnograficznym jest to teren przejściowy, wymienny dwu kultur regionalnych, ludowych: północnej, czyli pomorskiej, i południowej względnie płd.-wschodniej, wielkopolskiej. Owo przenikanie wielkopolskiego elementu etnicznego na Pomorze przyczyniło się do wytworzenia specjalnych grup ludowych o typie kultury wielkopolsko-pomor-skiej. Tacy są właśnie Krajniacy, którzy zamieszkują Ziemię Złotowską. Na tym terenie znajdziemy całokształt wszystkich przejawów kulturowych polskich, region ten nie zatracił bynajmniej swego rodzimego oblicza, a że mamy tu do czynienia przeważnie z ludnością wyznania katolickiego, więc i obraz zewnętrzny tutejszych wiosek jest szczerze polski ze swymi kapliczkami przydrożnymi, krzyżami na rozstajach i kościołami, pełnymi dawnych polskich pamiątek. Szczegółowe opracowanie kultury ludowej Ziemi Złotowskiej nie może być nastawione na mozolne doszukiwanie się reliktów polskich, lecz tylko na omówienie odmian regionalnych, na wysegregowanie elementów pomorskich i wielkopolskich, jakie z biegiem lat splotły się z sobą na tym kraj-niackim terenie. O ile kultura ludowa polska w swej odmianie regionalnej kaszubsko-słowińskiej rysuje się przed nami wyraźnie i postulatowi szczegółowego opracowania z góry rokuje bardzo pomyślne wyniki, o tyle poszukiwania reliktów polskich czy słowiańskich w zachodnim zespole etnicznym natrafiają na znacznie większe trudności. Wydobywanie tych szczątków, które jeszcze ocalały z zalewu germańskiego, musiałyby właśnie poprzedzić studia archiwalne, szczególnie w bibliotekach kościelnych oraz sądowych, a także wertowanie diariuszów różnych podróżników, by w ten sposób zyskać pogląd na przeszłość miejscowej kultury ludowej i dopiero na podstawie historycznej wysnuć dalsze wnioski, sięgające do współczesności. Na razie, gdyż praca ta została zaledwie zapoczątkowana, musimy się ograniczyć tylko do ułamkowych wiadomości, do wypunktowania pewnych ogólnikowych wskaźników. Dodatkowa trudność leży w tym, że na publikacjach niemieckich, dotyczących Pomorza, oprzeć się trudno, ponieważ autorzy świadomie przemieszali ze sobą materiał słowiański i germański, nie przeprowadzając naukowej segregacji. Gdybyśmy chcieli sięgnąć do najstarszej dawności rodzimej, należało by studia podjąć przede wszystkim na Rugii, gdzie przetrwał oryginalny strój ludowy, sprzęt, narzędzia gospodarskie, szczątki dawnego, słowiańskiego budownictwa i osadnictwa, zachowało się wspomnienie książąt pomorskich, postaci mitologicznych, trwa znajomość słowiańskich miejsc kultowych; są tam wioski, które utrzymały dawne swe mianowania, a w miejscowej gwarze niemieckiej występuje szereg terminów pochodzenia słowiańskiego, co uwydatnia się m. i. w obrzędach ludowych, wierzeniach i przesądach. Ponieważ Rujanie wywierali ongi wpływ dominujący na całe sąsiadujące z nimi pobrzeże bałtyckie, a Rugia dla Słowian stanowiła ważne centrum religijne i polityczne, stąd płynęły oddziaływania kulturalne, które zachować się mogły w kulturze ludowej obszaru szczecińskiego, a przede wszystkim wysp u ujścia Odry. Jeżeli więc rozpatrując teren wysp Uznam i Wolin nawiązujemy przede wszystkim do dawnych słowiańskich Wolinian i Luciców, zamieszkujących lewobrzeżny pas nadmorski, Odry, musimy zarazem uwzględnić analogię ich kultury z kulturą Rujan, jako najbliższych sąsiadów. Łatwiej nam więc będzie odnaleźć relikty słowiańskie na ziemi szczecińskiej, biorąc za punkt wyjścia pozostałości słowiańskie z Rugii. Równocześnie jednakże na Pomorzu Szczecińskim zaznacza się wspólnota kulturalna całego Pomorza jako regionu litoralnego, który z racji swej konfiguracji terenowej i rodzaju zajęć swych mieszkańców łatwo w swych częściach upodabnia się do siebie. Na razie więc zanotować możemy fakty następujące: oprócz dawniejszych narzędzi połowu morskiego, w pierwszym rzędzie wspomnianej już powszechnie znanej "cezy", na wyspie Uznam natrafiamy na szczątki dawnego stroju ludowego. Posiadamy ilustracje czepca kobiecego, który formą swoją i ornamentem niewiele się różni od czepców pomorskich kaszubskich i warmijskich. W zakresie obrzędowości dorocznej, co bardzo charakterystyczne, uderza przyrządzanie i spożywanie pewnych tradycyjnych pokarmów, wspólnych całej Słowiańszczyźnie, szczególnie zachodniej. Występował więc przede wszystkim groch, jarmuż w okresie Bożego Narodzenia, zwyczaj spożywania kiszonej kapusty sięga poza Odrę aż na południe ku Łużycom. Jarmuż pojawiał się również w zapusty na wyspach Uznam i Wolin. Najbardziej jednak charakterystyczne dla całego obszaru Pomorza Szczecińskiego było wypiekanie pieczywa świątecznego, szczególnie bożonarodzeniowego i noworocznego. Pieczywo, najczęściej o kształtach kolistego placka nosiło jeszcze starą swoją, polską i słowiańską nazwę "kołacza". Na Rugii wyraz ten zmiękczył się gwarowo, wymawia go się więc dziś jako "tolacz". Na terenie nadodrzańskim placki kolistego kształtu, a więc tradycyjnie słowiańskie otrzymywała czeladź jako podarunek świąteczny. W użyciu również był wypiek ciast o formach zoomorficznych, co łączyło się ściśle ze słowiańską obrzędowością, znaną powszechnie w Polsce. Co do samych obrzędów dorocznych wykazać możemy na Pomorzu Szczecińskim rozliczne analogie z obrzędowością polską. Pochody maszkar na Trzech Króli, żywe do niedawna w Lęborskiem i Bytowskiem, jeszcze w w. XIX powszechne były znacznie dalej na zachód i południe, podobnie jak maszkary zapustne. Pochody te najsilniej występowały na wschodnim krańcu Pomorza Szczecińskiego, poza linią Gryfino—Stargard—Goleniów—Kamień. Tu maszkary były bogato zróżniczkowane, a więc: zatulony w słomę niedźwiedź, dalej bocian, konik i koza. W zabawie udział brali parobcy wiejscy, a rzecz rozgrywała się o zmierzchu. Bardziej na zachód między Wkrą a Regą obrzęd ten był już w zaniku i nie uczestniczyli też już w nim dorośli, ale tylko dzieci. Na wyspie Wolin znany był zwyczaj obnoszenia drewnianych wideł, na których zawieszano otrzymane dary. Przeciwległe Rugii wybrzeże oraz Rugia sama zna maszkary z uczernionymi twarzami, które wygłaszają obrzędowe oracje. Ten typowo słowiański obrzęd zapustny sięga z Pomorza na Łużyce, aż pod Berlin i na Ziemię Lubuską po Gorzów. Na zachodnich kresach Brandenburgii, a więc w środowisku niemieckim nie jest i nie był w użyciu. Centrum jego mieściło się między Odrą a Parsętą, a na całym obszarze Pomorza Szczecińskiego wykazywał swoje specyficzne, regionalne odmiany.

ocena 3.7/5 (na podstawie 92 ocen)

Czas na wczasy z rodziną.
wczasy, Pomorze, Kultura pomorska, pomorze, Łeba